mardi 14 août 2007

Weekend en Chivas Regal


Pamiętacie imprezę z Cannes 2005 z czerwonej sali piwnicznej przy oświetlonym bulwarze?

Jak spiliśmy fotografa z cobrasnake i poruszaliśmy tematy sztuki i kultury niezależnej, a didżej grał zeszłoroczne selekcje?

A pamiętacie ostatnią imprezę, z której na szczęście nie ma zdjęć? Na której tańczyłem bez butów i robiłem szpan na whisky? A wiek moich partnerek tanecznych to ramy od bodajże pięciu do pięćdziesięciu-kilku lat? Tej nie pamiętacie, ale to nawet lepiej.

Więc przypomnijcie sobie jakąś mega libację w hangarze, wszystkie nasze poprzednie imprezy i pomnóżcie to przez iloraz inteligencji gości na imprezie. Wynikiem będzie to, co działo się w zeszłą sobotę w niewielkiej francuskiej miejscowości Chivas Regal. Samochodem marki Skoda uzbrojeni w butelki i ogromną cukinie przybyliśmy do hangaru jako ostatni, dzięki czemu mieliśmy najlepsze wejście. Nikt nie kumał naszych napisów na koszulkach, bo były po polsku. Jednak każdy gość zna już „robimy to dla szpanu corp.” Możliwe, że zrobimy jakąś limitowaną serie tiszertów na nasze kolejne imprezy. Jeśli jesteście zainteresowani wbijajcie do mnie na maila. Wracając do tematu, na wejściu zrzuciliśmy z siebie bagaże i napełniliśmy szklanki alkoholem. Kobiety uderzyły w wygodne fotele, a ja i Doktor Dżuma zmierzaliśmy już w stronę muzycznego kąciku, aby sprawdzić co też będzie się działo tego wieczoru. Miały grać trzy zespoły, z których żaden nie przyjechał w pełnym składzie. Zagrał więc zespół czwarty, który powstał na pięć minut przez pierwszym koncertem. Doktor grał na perkusji na gitarze i na basie, ja grałem na laptopie, gitarze i basie. Dżumie było obojętne na czym gra bo muzykiem jest już obytym. Grał kiedyś nawet z samym Joshua Redmanem, z tym jazzmanem w takiej fajnej knajpie jazzowej którą teraz reaktywują. Ja wczuwałem się najlepiej na laptopie, chociaż te kilka solówek gitarowych pod koniec pierwszej butelki było niezłych. Aha jeszcze na wokalu była niezła wczuta, ale to dopóki jeden znany sędzia tenisowy, który sędziował nawet na Wimbledonie, nie zaczął rzucać nim o ziemię. Mikrofon przestał działać dokładnie w tym samym momencie jak rozgrzały mi się struny głosowe i jak zaintonowaliśmy nowy kawałek zespołu warszawskiego Phantom Taxi Ride „Devil Taxi Ride”. Nie możecie go jeszcze znać bo to premierowe wykonanie. Ale możecie szukać na ich stronie jest napisane gdzie grają koncerty i wtedy się tam zobaczymy. W planie był performance w stylu Jimiego Hendrixa, ale zabraliśmy ze sobą za mało gitar. Więc zamiast gitarami rzucaliśmy krzesłami. W przerwach między kawałkami uzupełniane były szklanki, a ja na lapku dawałem to, co wspomniałem w poprzednim poście plus Calvin Harris, oczywiście Justice i jakieś swoje stare remiksy, których nikt nie zna. W zespole grało kilku, trzech czy czterech, obcokrajowców nie wiem jak się nazywali, skąd byli, ale jeden był słabym perkusistą nie trzymał tempa, a drugiemu Doktor musiał nastroić gitarę. Zespół się nie nazywał.

Najgorsze było to, że w nocy zabrakło papierosów. Nie będziemy się rozwodzić nad tym, co robili poszczególni goście. Bo nie wszyscy pamiętają to raz, a dwa pewnie chcą to zachować dla siebie.

Do sypialni było daleko, ale niektórzy zdołali dotrzeć o własnych siłach. Niektórzy na czworaka, ale to też się liczy. Matka właściciela posesji, bardzo miła pani, musiała mieć niezły Animal Planete jak zapalała im wszystkim po kolei światło, żeby nie pospadali z tych marmurowych schodów. Inni spali w samochodach – przeważnie marki Mercedes, więc całkiem wygodnie. Ciężko stwierdzić, komu było lepiej.

Dnia następnego obudziło nas nieudolne walenie w perkusję. To gitarzysta-obcokrajowiec obudził się i nie miał co robić. Znaleźliśmy wspólnymi siłami jedną niewiastę o nie tak chudych nogach jakby się nam marzyło, ale była całkiem trzeźwa miała własny samochód i prawojazdy. Wykorzystaliśmy ją jako taksiarę – zawiozła nas do najbliższej miejscowości, której nazwa nie robi takiego wrażenia jak Chivas Regal. Tam, nie bez trudu, kupiliśmy co potrzebne plus polską prawdziwą łapówkę – kawę marki Jacobs albo Tchibo. Nie pamiętam. Wiem, że było ciężko zaparkować, z panią ekspedientką ciężko dogadać i że wszyscy dziwnie się na nas patrzyli, a przynajmniej takie odnosiliśmy wrażenie. Po powrocie spostrzegliśmy, że brakuje jednego samochodu. Co się okazało. Ekipa z Polski pojechała Skodą (na numerach ze Strzelina, miejscowości koło Wrocławia, o której na imprezie opowiadaliśmy sobie niewybredny dowcip, ze Strzelina pochodzi przesympatyczna Ewa o nogach tak chudych jakby się marzyło) do tego samego sklepu, po to samo co my plus wódkę. Wtedy to, a było jeszcze przed południem zaczął się najlepszy koncert. Supergrupa czyli Dżuma, Radar i ja na mikrofonie który nie działał. Graliśmy na chillo-ucie kawałki zespołu Fat Freddys Drop z Nowej Zelandii. Później przyjechała Skoda i zaczęła się jeszcze lepsza impreza niż dnia poprzedniego. Na początku zjedliśmy obiad pięknie przy stole sztućcami. Spaliliśmy po papierosie i wróciliśmy do hangaru. Odbyliśmy zajęcia w podgrupach i na szczęście zaczęło padać. Ale nie na długo, bo gdy popołudniem wsiadaliśmy do samochodów, słońce już nieźle grzało.

Nawet nie myślę o opisywaniu tego, co było później, bo tego nawet Frank Zappa by nie chciał wiedzieć. A wiecie jaki jest Frank!

Jedna sugestia, nie chodźcie do pracy (zwłaszcza po imprezach). To szatan wysyła e-maile.

12 commentaires:

tymoteusz davis a dit…

proszę czytelników o szybkie czytanie posta, gdyż pewnien niedługo zostanie usunięty.

tymoteusz davis a dit…

może i jest długi ale nie do konca fajny

Anonyme a dit…

ha, bo ja pamiętam wszystkie te imprezy..a przynajmniej pamiętam je wszystkie do tego pewnego momentu;)napisy? owszem, chyba mało osób je kumało, ale tmk - takie było właśnie zamierzenie

poczyniłam kolejny projekt z'robimy to dla szpanu Corp.'- radarq(rwa) w końcu doczekał się swojego własnego szpanerskiego tiszertu

i postuluję o nie usuwanie posta; odpicowany jest równo!

ps.a co w końcu zrobiliśmy z tą cukinią?....:/

tymoteusz davis a dit…

cukinią rzucaliśmy a radarqrwa kopał ją nogą bez opamiętania aha i chłopcy grali nią w futbol amerykański takie miałem wrażenie.

odpicuj mi posta JO

Anonyme a dit…

Zjadlabym cukinii. Chyba zrobie na obiad, jakas smazona czy cos.

A to Ty sie tak wozisz po swiecie? No ladnie ladnie, pewnie jestes jakims bogatym synem bogatych rodzicow i zwiedzasz swiat. I przyjaznisz sie z Paris Hilton ;D :P czy zgadlam?

Nie kasuj posta, nie kasuj.

Gdzie opowiadanie?

/ sol.

tymoteusz davis a dit…

zaraz szigets sie odezwie ze przyjaznie sie z justinem wiec ja uprzedze
TAK TO PRAWDA
a moi rodzice sa bogaci duchowo, owszem.
TAK PRZYJAZNIE SIE Z JUSTINEM.
:)

Anonyme a dit…

nie no, Te! nie dałeś mi nawet szansy jo!?

a justin ma szpanerską brodę i już :D

inzMajk a dit…

jak spotkasz Justina powiedz mu niech mi odda worek koksu, pozyczyal, cos mial jakis teledysk rkecic czy cos,ja tam nie wiem, ale jak sie pozycza, to sie oddaje choelra

tymoteusz davis a dit…

tak chodzilo o to ze to byl klip do tego nowego kawalka 50centa i wstyd mu troche bylo ze jest taki cherlawy. efekty widac. a wlasciwie nie widac. no nic napisze mu. ale z tym workiem to chyba przesadziles. moze on pol kilo pozyczyl?

inzMajk a dit…

no tak , bo ja to po pol kilo pakuje sobie worki, inaczej obciazaja tylko podczas tripow w miasto

Anonyme a dit…

;D heheh
nie przepadam za justinem, ale kocham go, bo wydaje plyte mojej esmee. wkrotce.

generalnie jest niebrzydki, ale ilekroc go widze, to zaraz przypominaja mi sie jego swinskie blond loczki za czasow tego bojsbendu..

/ sol.

Anonyme a dit…

sniles mi sie! chociaz nie wiem jak wygladasz,, ale mi sie sniles. (potem przebudzilam sie, napilam wody i kiedy znow zasnelam biegalam z harrym potterem po jakims lesie. taaa.)

dziwny to byl sen.

/ sol.