dimanche 26 août 2007

Powrót z festiwalu.


Prawą rękę trzymałem na werblu, na którym leżały blachy. Na ręce opierałem głowę i odnosiłem wrażenie, że z siedmiu osób znajdujących się w busie nie śpie tylko ja i kierowca. Obserwowałem więc drogę z tylnego siedzenia. Pisałem w głowie ten wpis. Zdania układały się pięknie. Cwane porównania wylewały się ze mnie jak nigdy. Nawet w tak trudnym momencie, gdy przejeżdżaliśmy przez rzekę Wisłę i z prawej i z lewej migiem przesuwające się przed oczyma drabinki mostu wiły się w fantazyjne wzory, które chciałem jakkolwiek nazwać. Siedziałem, prawie spałem w tym trzecim rzędzie siedzeń busa marki mercedes vito i obserwowałem jezdnię przed nami. Po drodze nie zatrzymaliśmy się na żadnej stacji benzynowej po piwo ani po wódkę tak jak się umawialiśmy. Przede mną stał hi hat ozuty z blach. Więc był to szorstki metalowy pręt o konkretnej średnicy. Na naszej drodze było dużo ostrych zakrętów. Tych z czerwonymi strzałkami ostrzegającymi, że łuk jest wyjątkowo niebezpieczny i należy zwolnić. Ale kierowca nie zwalniał i na zakrętach były przeciążenia. Wreszcie pomyślałem, że byłoby pięknie gdybyśmy wypadli z zakrętu wpadli w rów, a ten pręt wbił mi się w głowę.
Spacer i papieros i kawa.

1 commentaire:

Anonyme a dit…

ale jednak dobrze, że się nie wbił.

nie lubię powrotów. z powodu smutku jaki towarzyszy podczas podróży. tak samo jej długość - ć km tyle samo zawsze jakoś spowrotem wraca mi się dłużej.


/ solino