Nie mogę zostać bohaterem filmu, mimo sprzyjającego nazwiska. Okej, załóżmy, że akcja dzieje się w zimie. Jestem bohaterem, który chodzi w czapce lekko zsuniętej i marszczącej się z tyłu, ukazującej prawie całe czoło. W takiej czapce byłoby mi do twarzy, ale płaszcz w pół uda już mi zupełnie nie pasuje. Skraca sylwetkę. Nawet, jeśli ten film miałby być czeski.
Mogę za to zostać piosenkarzem. Mam poczucie rytmu, trochę znajomych w branży. Droga do kariery na wikipedii wyglądałaby imponująco. Teraz tylko zapisać się na kurs dla śpiewaków i jak znalazł. Mogę prowadzić życie piosenkarza, który przed snem znajduje sens. Ogląda „Purple Rain”, o trzeciej nad ranem, po czym długo myśli o dzieciństwie. O tym jak wskakiwał do łóżka rodziców z „Morning Papers” na ustach. Kładł się między rodziców i wyrywał tacie ostatnią stronę Polityki. Patrzył na rysunek Mleczki i czytał ciekawostki.
Mogę zostać piosenkarzem, bo taki tryb życia już bardziej przystoi piosenkarzowi niż pisarzowi. Na ten przykład. Obejrzałem dzisiaj Purple Rain w trakcie dużo myślałem o dzieciństwie i że przesiąkłęm Prince’em, że jest geniuszem aranżacji, że urok filmu tkwi w jego pretensjonalności.
Później obejrzałem Closer, który zburzył mój światopogląd. Wierzyłem w to, że słowa piosenek do końca życia będą służyć mi już tylko do śpiewania i krzyczenia i tańczenia. Teksty z filmów tak samo. Rodzaj przekazu, który programowo nie powinien już robić na mnie wrażenia. Najlepszym tego dowodem fakt, że ostatni dialog filmowy, który mnie zelektryzował to rozmowa Daniel’a Craig’a i Evy Green, z ostatniego Bonda (scena z pociągu) oraz teksty ze Swoimi Słowami Artura Pilarczyka, ale ten film widziało trzysta osób, więc nie bardzo się liczy. Natomiast, jeśli chodzi o Closer to tego filmu można słuchać. Zamknąć oczy i słuchać jak bohaterzy przypierdalają sobie z gracją. Z lekkością rzucają tak gęsto, wyrazami tak rzęsistymi, że pot pojawia się nie tylko pod pachami.
Następny był „Apartament”, który oglądałem wczoraj rano. To melodramat, thriller i romans. Tak podają filmowe serwisy internetowe. To dramat.
Last but not least - Przeboje i podboje na podstawie High Fidelity – Nicka Hornby’ego. Czekałem na ten film od pierwszej klasy liceum, czyli jak sobie możecie policzyć już trochę. Wreszcie czułem, że dzieciństwo wraca. Czułem solidarność z fanami Władcy Pierścieni, którzy znają każdy przecinek Tolkiena, a po seansach mogą siedzieć do rana przy wódce i dyskutować czy kolor włosów Bilbo jest taki jak to opisał autor.
Po pierwszych pięciu minutach miałem już swoje TOP5 dlaczego High Fidelity książka jest lepsza od High Fidelity filmu. Wniosek jest jeden następujący: wszystko ma tyle wspólnego z prawdą co nic. Frustracje jednak są od tego. Akcja nie dzieje się w Londynie i Rob nie nazywa się Fleming, tylko Gordon i nie mówi z akcentem. Wątek z Marie La Salle (a nie De Salle) wygląda atrakcyjniej niż w książce. Vide Lisa Bonet, była żona mojego byłego idola, na skórzanej kanapie w tiszercie playboya paląca papierosa po całej nocy rżnięcia. Jedyny minus Lisy jest taki, że przypomina Cassandre Wilson i na zbliżeniach słabo wygląda jej twarz. Rob reprezentujący idealny poziom żenady, gdy będąc obok Marie cały czas rozkminia o Laurze. Poza tym Rob nie wychodzi, a wybiega ze stypy trzasnąwszy uprzednio drzwiami. Jedyny prawdziwy plus to finałowa piosenka, czyli jak z największej pościelówy świata zrobić świetny trak. Let’s Get It On alternative take, wersja pure. Heavy. Top 100. I to wszystko z pamięci.
Every season has en end.
David Hasselhoff.
9 commentaires:
Mimo wszystko uważam, że "Przeboje i podboje" ogląda się całkiem przyjemnie. Szkoda, że polski dystrybutor kinowy tego filmu już nie istnieje...Wyzdrowiałeś?
o boze dzuma! oglada sie bardzo przyjemnie! wyzdrowiałem mniej wiecej, dzisiaj sie zobaczymy! to nic z tym dystrybutorem. zalozymy firme dysttrybutorska i bedziemy dystrybuowac ten film. i wszystko bedziemy dystrybouwac. oprocz heroiny. dzisiaj sie widzimy. po grindhouse.
pilarczyka artura pilarczyka to szatan zmienił na pisarczyka, to szatan zmienia zulczyk na kulczyk pilarczyk na pisarczyk. juz naprawiłęm
Offtop, choć nie do końca offtop: nabyłem "Norwegian Wood" Murakamiego i wgryzam się, wgryzam...
Closer to jeden z moich ulubionych filmów. Oglądam go średnio raz na trzy miesiące, a w sezonie jesienno - zimowym (jaki nastał teraz) zdarza się to nawet częściej. Jest totalnie zgodny z moim światopoglądem. I podpisuję się pod każdym zdaniem wypowiedzianym w tym filmie. No, może prawie każdym.
Apartamen widziałam tylko raz, od roku szukam kogoś, kto ma i pożyczy. Chyba się nie doczekam, więc może zacznę ściągać kiedy już sciągnie mi się American Beauty i Lost in translation.
Mógłbyś być pisarzem.
/ dzięki za tori, teraz już przesłuchałam wszystkich czterech. kocham pierwsze kilka sekudnd blood roses. ;)
solino
powiedziałabym, że jeśli Ci to w jakikolwiek sposób pomoże, podwyży samoocenę albo zmieni światopogląd - niech będzie, że notek.
/weird.
mi juz nic nie pomoze jestem zgubuiiony. pozostalo mi tylko spiewanie bluesa na jam sessions.
tak pieknie tu piszesz, proste slowa, a przyciagaja jak magnes
apartament i closer, jedne z niewielu swietnych filmow
Radiohead nadaje się bardziej do kolacji ;)
A Husselhoff to idol oczywiście wszech czasów, prawię na miarę K. Krawczyka...
Enregistrer un commentaire