Była bliska ideału. Czas dawał o sobie znać i była w pełni świadoma, że widać to gołym okiem. Jednak nie robiło jej różnicy, z jakiego powodu oglądają się za nią mężczyźni. Nie dbała o opinie postronnych odkąd odeszła od… odkąd rozeszli się… a w jej życiu zagościła muzyka. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że to muzyka. Każdego wieczora rozbierając się przed snem, obmywając ciało z brudu spojrzeń i komentarzy nachodziły ją myśli. Pod prysznicem kreśliła palcem koła po swoim ciele, podkulała nogi i zamykała oczy.
Kiedy układała się pod chłodnym pledem często myślała o swojej śmierci. Pisała różne scenariusze. Nie tyle o śmierci, co o tym, co PO śmierci. Jak będzie wyglądał jej pogrzeb i kto przyjdzie, a kto nie przyjdzie, kto powinien, a kto nie powinien, kto będzie płakał szczerze, a kto nieszczerze i czy w ogóle ktoś będzie żałował i nad grobem wygłosi płonną mowę przywołując najwspanialsze chwile, używając poprawnej polszczyzny okraszonej dużą ilością superlatywów i kwiecistych środków stylistycznych, zachowując przy tym proporcję pomiędzy zdaniami długimi, niemal rozwlekłymi, ale idealnie odwzorowującymi osobowość świętej pamięci zmarłej, a tymi krótkimi, których mistrzem był Hemingway, które niosą za sobą tak wiele dosadnych znaczeń. Po chwili wybuchała spazmami śmiechu odrzucając swoją wyobraźnię. Miała blisko czterdzieści lat i jej skóra na tyle wyglądała.
Zamieszkiwała parterowy rozłożysty dom, na cichym osiedlu domków jednorodzinnych położony na obrzeżach miasta. Metropolii. Kolory i kształty mebli i gadżetów do siebie pasowały. Oszczędny wystrój sprawiał, że wnętrze wyglądało filmowo. Ascetyczna zimna sterylność po szwedzku, niczym wystrój sklepów H&M. I jeszcze te zaciągnięte drewniane żaluzje z szerokimi prześwitami.
Kiedy układała się pod chłodnym pledem mocno mrużyła oczy, żeby osiągnąć cudowny stan półświadomości. Gdy przed oczami zamiast przebijającego się światła widać głębie czerni i migające kolorowe kształty. Chciała stracić więź z tu i z teraz. Zamykała oczy żeby to, co czuła było jeszcze intensywniejsze.
Stawała przed lustrem, tyłem do niego. On odgarniał jej włosy i całował w kark. Pojedynczo, ale na tyle namiętnie, że szybko odwracała się, unosiła nogę i opierała ją na jego miednicy. Później on chwytał i gładził bezbłędnie zmierzając w górę. W jednym celu. Oburącz zsuwał czarną bieliznę i przechodził do rozpinania jej koszuli. Zaciskała ręce na jego szyi. Szeptała i wiła się. Wbijała w plecy i krzyczała. On dotykał jej pośladków. Aby się upewnić naciągał skórę, przesuwał palcami agresywnie, po długiej szyi, żeby się przekonać. Zamykał oczy i wcale nie starał się zapamiętać każdego łuku ramion falujących pleców, napiętych mięśni rąk czy małych piersi. Wreszcie dotykał jej sutków, a ona zaczynała łkać i wybuchać raz po raz, jakby przebił jej chudą skórę niczym ostrą igłą balon. Opadała i rozlewała się bezwiednie, bezkształtnie.
Gdy na łóżko padało białe intensywne światło z łazienki. Lubiła siadać przy drzwiach i paląc papierosa obserwować swojego kochanka. On rzucał spojrzeniami to na dym kręcący w świetle, to na jej chude jeszcze rozgrzane rozedrgane ciało. Zwieszał głowę i mówił.
„Piszę do ciebie. Z głową przy podłodze. To nie sens dyktowany skrupulatnie w poziomie, dłonie kładę blisko, bliżej ciebie spojrzenie tylko ślisko ciszej jestem pewien, że nie pisze wspomnieniem smaku między podniebieniem, a ustami. Sennie w tym słodkim braku rozpuść się po cichu we mnie. Pisze do ciebie piskiem listem niewyraźnym pismem istnień. Pismem tworzę podobiznę i sprzedaje ją za bezcen. Wiesz, że oddycham Tobą zamiast powietrzem spłycam tą resztę wierszem, przy suficie padam puls bicie serca słychać głośniej niż zwykle szybciej bije życie z grawitacją. Każdy najmniejszy procent ciebie w gardle. Ziemia kręci się pod stopami łap równowagę.”
Pełzła wtedy w jego stronę i kładła się na plecach tak żeby czuć drganie jego warg na swoich. Po chwili leżeli obok siebie patrzyli sobie w oczy sklejeni ustami. Śpiewali swoją piosenkę.
„Piszę to znaczy dla mnie więcej, dziś więcej, niż w moim życiu szczęście, niż w ciele serce, magiczny tercet: muzyka, miłość, miejsce. Piszę do Ciebie. Zamień ten tragiczny eksces na ciszę śmiechem. Między nierównościami pogniecione kartki. Ja rozbabrany w dysgrafii, nie mów, że czegoś brak mi, po prostu mnie natchnij, głośniej mów do mnie. W alfabetu dotknięć w fonię wsłuchaj się wolniej.”
Pisze do Ciebie ten sens tonie w milionie znaczeń raczej nieczytelnych szczególnie dla ciebie. Dziś inaczej czytasz ten szereg, patrzysz jak rząd tych liter w trakcie zmienia sens, widzisz jak w cień odchodzisz w akcie przed finałem znam Cię bardziej niż tylko… Piszę tę melodeklamację jak cień wszystkich chwil, krok znam na pamięć, ich tłok, ich brak i przesyt milion postulujących nadinterpretacji…
Stres, gdy na kartce gesty bez tych miejsc dyskretnych, gęstych tekstów wpisanych nieśmiało w sens. My – błąd. Ja z głową przy podłodze – scena.
Piszę do Ciebie schemat epilog na kartce nieład. Przez palce temat…”
Wstała, gdy skończył. To rytuał kazał jej poszukać „płyty na tą chwilę”. Musiała szukać do skutku. Czasem trwało to nawet godzinę. Ale nagrodą był dla niej taniec, który mogła zatańczyć, gdy znalazła „płytę na tą chwilę”,
„Dotykam twoich ust, palcem dotykam brzegu twoich ust, rysuję je tak, jakby wychodziły spod mojej ręki, jakby po raz pierwszy twoje usta miały się otworzyć, i wystarczy, bym zamknął oczy, aby zmazać to wszystko i zacząć od nowa; za każdym razem tworzę usta, których pragnę, usta wybrane pośród wszystkich, w absolutnej wolności przeze mnie wybrane, aby moja ręka narysowała je na twojej twarzy, a które przez niezrozumiały dla mnie przypadek dokładnie odpowiadają twoim ustom, uśmiechającym się pod moimi palcami.
Patrzysz na mnie, patrzysz na mnie z bliska, jeszcze bardziej z bliska, oczy powiększają się, zbliżają do siebie, nakładają jedno na drugie, cyklopi patrzą sobie w oczy łącząc oddechy, usta odnajdują się i łagodnie walczą gryząc się w wargi, leciutko opierając języki o zęby, igrają wśród tego terenu, gdzie przelewa się tam i z powrotem powietrze, pachnące starymi perfumami i ciszą. Wtedy moje ręce zanurzają się w twoich włosach, pieszczą powoli głąb twych włosów, podczas gdy całujemy się, jakbyśmy mieli usta pełne kwiatów czy też ryb o szybkich ruchach, o świeżym zapachu.
I jeżeli całujemy się aż do bólu - jest to słodycz, a jeżeli dusimy się w krótkim, gwałtownym, wspólnie schwyconym oddechu - ta sekundowa śmierć jest piękna.
Jedna tylko jest ślina, jeden zapach dojrzałego owocu, kiedy czuję, jak drżysz koło mnie niby księżyc odbijający się w wodzie.”
Tak to usnęli, a plik się zapisał i przyjął nazwę. Zaistniał niemal fizycznie. Zasypiając wiedzieli już, że pliki należy zapisywać dopiero wtedy, gdy są skończone i jest w nich dokładnie tyle literek ile powinno być.
Obudzili się jeszcze w środku nocy.
- „A gdybyś mnie nie była spotkała?” - pytał.
- „No, ale cię właśnie spotkałam...”
15 commentaires:
nie mam szans na kariere bo moje wpisy sa zbyt dlugie JO :)))))))
no właśnie, a gdyby go nie spotkała? przecież pobudki w środku nocy są najfajniejsze.
Im dłuższe tym mniej odpowiednie do takiego miejsca:) Do druku z tym, na pewno lepiej czytałoby się w wannie niż rano między kęsem śniadania a czymś innym :)
bez kitu. do druku ;> chce pierwsza kupic twoja ksiazke, czy gazete gdzie beda partiami co tydzien drukowac twoje opowiadania.
a co z tym obiecanym smiesznym, wilgotnym i ciemnym? ;>
/ soli.
co to za farmazony, Ty wez cos napsiz bardziej zyciowego,bo ja wiem, np o stali kwasodpornej, czy tłokach, rozumiesz, to ejst temat stary, no to do dzieła, jakies tam o laskach bedziesz pisał.buzka od fajnego
tymek najlepsz.
po takim czyms pozostaje tylko ochota na wiecej i wiecej.
Więcej tu chyba Gry w klasy, niż Ciebie.. Ale całkiem nieźle z nią współgrasz.
Maga
zeby byc dokladnym to 1/5 gry reszta horacio :)
zapraszam na wiecej
lubie rzeczowe komentarze maga
kocham twój talent.
hmm spojrzałam dziś w kalendarz.. i nie wiem czy obchodzisz, ale -
wszystkiego najlepszego z okazji imienin ;)?
/ solinoo!
po co myslec co by bylo gdyby, nie liczy sie piekna chwila obecna? a w chwili obecnej jestem powalona tym, jak pieknie piszesz
milo niezmiernie dziekuje
aha wlasnie mnie zastanawia ze nie ma u mnie hejterow. halo hejterzy?!
pieknie! ot i narodził sie davis nie muzyk lacz pisarz...
Enregistrer un commentaire