jeudi 6 septembre 2007

One.


Wyobraź sobie ideał kobiety. Długie nogi, długie ręce, długie palce. Wszystko chude. Włosy, czytelniku, pozostawiam twojej wyobraźni. Ale odradzam blond. Blond w tej opowieści źle się komponuje. Bo to historia zacna o kobiecie idealnej.
Wyobraź sobie. Główny bohater wychodzi z domu pewnym krokiem, a sposób chodzenia mówi wszystko o człowieku. Gdyby to był film to idealnym tłem byłaby semi-jazzowa improwizacja z wiodącymi, szamotającymi się niczym ludzie, pianinem i gitarą. Jednak to nie jest film. To bardziej opowiadanie, niż książka. Niektórzy twierdzą, że to bardziej nowela niż opowiadanie.

Albo nie. Jeszcze zanim główna bohaterka wychodzi.

Parterowy, rozłożysty dom, na cichym osiedlu domków jednorodzinnych położony na obrzeżach miasta. Metropolii. W dużym salonie kolory i kształty mebli i gadżetów do siebie pasują. Oszczędny wystrój sprawia, że wnętrze wygląda filmowo. Ascetyczna zimna sterylność po szwedzku, niczym wystrój sklepów H&M. I jeszcze te zaciągnięte drewniane żaluzje z szerokimi prześwitami.

Więc zanim bohater wychodzi z tego domu. Wyobraź sobie. Stoją. Ona stoi tyłem ubrana w jego białą koszulę (w pamięci mamy jej długie chude nogi). Nie rozmawiają, ponieważ bohater wyznaje zasadę, iż lepiej nic nie mówić, niż mówić bez sensu. W tle głośno nastawiony singiel zapowiadający nową płytę Róisín Murphy artystki brytyjskiej, którą bohater uwielbia i marzy o seksie z nią. Oglądając jej koncert na laptopie często mówi „ona to się musi nieźle pukać”. Mimo, że jest człowiekiem poważnym to skory jest do takich stwierdzeń i jego przyjaciele o tym doskonale wiedzą. Zdążyli się do tego przyzwyczaić.

Ona stoi tyłem, on odgarnia jej włosy i całuje w kark. Pojedynczo, ale na tyle namiętnie, że ona chętnie odwraca się, unosi nogę i opiera ją na jego miednicy. Później już łatwo sobie wyobrazić. On chwyta i gładzi zmierzając bezbłędnie w górę. W jednym celu. Oburącz zsuwa czarną bieliznę i przechodzi do rozpinania koszuli kochanki. Obydwoje godzą się na to, że ona jest bierna. Muzyka nie jest tłem, ale integralną częścią aktu. Bas drga razem z nimi. Właściwie wydaje się, że to oni wyznaczają tempo muzyki. Seks estetyczny i wściekły zarazem. Ona zaciska ręce na szyi i uda w okolicy ud. Szepce i wije się. Wbija w plecy i krzyczy. Bohater dotyka pośladków. Chce się upewnić, naciąga skórę, przesuwa palcami agresywnie, po długiej szyi, żeby się przekonać. Zamyka oczy i wcale nie stara się zapamiętać każdego łuku ramion, falujących pleców, napiętych mięsni rąk czy małych piersi. Oddaje się jej bez pamięci, w całości. Dotyka lewego sutka, a ona zaczyna płakać, wybucha jakby przebił jej chudą skórę niczym ostrą szpilką balon. Opada i rozlewa się bezkształtnie, bezwiednie. Ale, ale… oszczędźmy sobie przymiotników, bo to nie o seks w tej opowieści idzie.

Na łóżku i podłodze słońce kreśli paski wyznaczane przez szpary w żaluzjach. Światło jest ciepłe, ale na dworze szaro i chłodno, w okolicach 13 celsjuszów. Bohater wychodzi, a ona wybiega za nim. To nie był liryczny seks, raczej błyszczący teledysk z kilkudziesięcioosobową ekipą obsługującą światła i kamery.


-Masz pół godziny? –ona wybiegłszy za nim przed dom w samym szlafroku
-Ale pół! – on, stanowczo.
Wsiadają do jej samochodu. Powiedzmy Audi Q7. Jadą do lasu, to niedaleko. Nawet nie tak daleko żeby wypalić Camela.
-Przecież to samochód twojego męża?! – trzaska drzwiami on.
-Chce dać mu nauczkę – trzaska drzwiami ona.
-… i ja jestem elementem w tej anegdocie, bez której historia straci wigor, a twoja zemsta smak, tak?
- Dramatyzujesz! …podaj kurtkę i sam też załóż. Są takie dwa miejsca w tym lesie, gdzie niespodziewanie z ziemi wystaje korzeń, pień, nie wiem, ale on i jego kumple nie dadzą rady… przysięgam ci!
- Iście szatański plan, ty to zawsze wiesz, co robisz, podziwiam cię, dawno to zaplanowałaś?
- Znam trasy, którymi jeździ. Znajdziemy go, a później… nie dadzą rady… – zaciska zęby, sznuruje wysokie oficerki, a oficerki opinają jej łydkę, tak, że bohater w głowie ma już tylko ten jeden moment, w którym jej łydki opinają jego plecy.
-Porozbijają te swoje garniturowe wyglansowane mordeczki! – wypluwa niezgrabnie pół centymetra przed filtrem.

- A kupisz mi nową płytę Michaela Fakescha? DOS? Czytałem w zeszłym tygodniu pan redaktor porównywał ją do nowej płyty Prince’a. W zasadzie mówił, że jest fajniejsza. Zgrabnie to zrobił, z takim polotem jak ten chłopaczek na swoim blogu, ten, którego jesteś fanką. Wiesz ten bohocoto, bohototo czy coś… No… pisał, że jest dużo lepsza i że to taka płyta, jakie Prince chciałby nagrywać i powinien nagrywać. Swoją drogą ciekawe ile zna płyt Prince’a… Jak powiedział kiedyś pewien poeta „chujowi recenzenci to chleb i sól ziemi naszej, po dwakroć!”! -lubił cytować mądrzejszych od siebie.

- Mogłabyś mi kupić, tak w nagrodę, za to, że robię to z tobą, że jeżdżę z tobą po tym brudnym lesie, deszcz pada, a my jedziemy, bo taki masz kaprys, kolejny kaprys, który…

-Ty lubisz robić spontaniczne prezenty, więc umówmy się, że ta płyta będzie w ramach takiego prezentu, starczy mi spontanicznych podarków na pół roku, przysięgam ci… - kto by pomyślał, że bohater będzie tak rozgadany. Widocznie dobry seks tak na niego działa, że otwiera się na świat i potrafi wyrzucać z siebie zdanie za zdaniem.

-Nie rozumiem wciąż, dlaczego czytasz blogi… Ani to śmieszne, ani to literatura, grafomania i tyle… siedlisko grafomanii! – powtórzył ze złością, krzycząc prawie. Chyba ma jakieś uprzedzenia.

Jadą, rozglądają się i milczą słychać tylko szum drzew i krople jak spadają i rozbijają się o zeschłe liście. Deszcz właściwie sprzyja bohaterowi. Przez ostatnie dwa tygodnie upał był nie do zniesienia. Bohater znacznie woli deszcz od skwaru.

- …wiesz trochę się obawiam, może nie twojego męża, ale ci jego kumple…poczekaj muszę się odlać.


Nie wytrzymała.

-Zamknij się. Nawet nie wiesz, jaki chłopaczek ma talent. Powiedziałabym, że pisze trochę lepiej od tego artysty krakowskiego performera Marcina Świetlickiego, co spuchł, utył i posiwiał – jak boga kocham nie wytrzymała, a w tle słychać było tylko odgłosy sikania i nieudolny śpiew. “If we’re in love, we should make love, if we’re in love we should make love, when will we be lovers.” Bohater naprawdę nie potrafi śpiewać.
- O to była płyta! – wypalił jakby czytał w myślach narratora. – Pamiętasz? Solówka tej Roisin z Moloko. Już singiel rozpieprzał system, a ten nowy kawałek, Overpowered… fajny jest… Ale boję się całej płyty, boję się, że nasza ulubiona Roisinka poszła w złą stronę i to już nie będzie to – nie wiadomo czy się zgodzić z tym sądem czy nie.

Ruszyli znowu. Deszcz przestał padać, a rozmowa ucichła. Było cicho, ale ta dwójka wcale nie słyszała, że mąż pani jedzie za nimi ze swoimi koleżkami. Bo jedni i drudzy jechali w ciszy i konspiracji.

- Ty mnie w ogóle nie słuchasz, ignorujesz to, co mówię! Powiedziałam –zrobiła znaczącą przerwę - że chłopak ma talent i podobno pisze książkę!? Haloooooooooo!? –macha ręką, a później sylabizuje i kręci głową jak afro-amerykanie w filmach Spike’a Lee.
- P i - s z e k s i ą ż - k e ! Zainteresowałbyś się, zadzwonił do niego! Zobaczysz, że sprzątnął ci go sprzed nosa, tak jak tą Nosowską, sorry tę Masłowską!
- Tak, tak a ty z satysfakcją będziesz powtarzać „a nie mówiłam, a nie mówiłam, zarobilibyśmy wreszcie, zarobiłbyś na porządny samochód, a nie jeździsz tym starym mercedesem”. Cicho, ktoś za nami jedzie – wreszcie zauważył, że jedzie za nimi mąż bohaterki ze swoimi koleżkami z sejmu. Wszyscy wiedzieli już, kto, za kim i w jakim celu jedzie. Chociaż to dwa różne powody były. Jeszcze nikomu nie śniło się, co wydarzy się później. Pan i pani jechali spokojnie jakby po seksie po prostu mieli ochotę pojeździć rowerami po lesie, dla relaksu. W głowach mieli jednak taki moment, że nagle przyspieszą i wtedy mąż i koleżkowie zaczną ich gonić wtedy oni skręcą na złowieszczą dróżkę i tam dokona się plan. Koleżkowie i mąż najadą kołami na pnie czy tam korzenie wystające nieoczekiwanie i poprzewracają się zdzierając sobie łydki, dłonie i twarzyczki mordki wyglansowane sejmowe i utytłają się w błocie.

-No ładnie, kurwa, tu się zaczyna dziać, a pół godziny już minęło, ja nie mam więcej, kurwa, czasu. Kurwa

6 commentaires:

Anonyme a dit…

ten fragment z wystrojem domu i seksem,, już gdzieś pisałes, prawda?

/ co będzie dalej?


solino

tymoteusz davis a dit…

tak, vide wpis z dimanche 19 août 2007 o tytule wiele znaczacym
"Zabawa".
kolejny odcinek kapitana zbika moze nawet i dzisiaj. ide do wanny.

Anonyme a dit…

Jakoś tak tym razem nic mnie nigdzie nie ukłuło. Niby wszystko jest ok pod względem techniczym, merytorycznym itepe, itede, ale coś mi nie gra. Może się nie znam, może jestem za bardzo wymagająca (staram się wprawdzie powstrzymywać od oczekiwania od Ciebie czegoś typu Gra, ale nie wiem czy mi to wychodzi), może mam zły humor i chcę się na kimś wyżyć - nie wiem. Ale tym razem nie.

maga

tymoteusz davis a dit…

pewnie nie graja ci dialogi. w osmym rozdziale nie ma dialogow wogole. ha.

Anonyme a dit…

ochlapał mnie dziś samochód. dwa razy. potem okazało się, że w domu nie ma nic do jedzenia, jest za to nieziemski syf - przy sprzątaniu prawie zbiłam 3 perfumy w łazience oraz zrobiłam w głowie krótkie za i przeciw wobec parosekundowej sesji "wrzeszczenie, a potem ryk".

a jest dopiero 18.10.
poniedziałek.

Anonyme a dit…

[teraz patrzę do siebie w komentarze - i Ty o deszczu, i ja o deszczu! noł way!]