samedi 15 décembre 2007

Miłość


Stanowczo wyrażam protest oraz chciałem zadać kłam. Protest choć wyrażony dobitnie to w swojej istocie i sednie nie jest już tak stanowczy. Wszystko rozbija sie o warunki pogodowe, które nie sprzyjają temu, żebym mógł chodzić w płaszczyku. Nie poruszam tego problemu, iż płaszczyk cienki jest i za żadne skarby grubszy ergo cieplejszy nie będzie, a decyzja o ubarniu go w dniach od 9 do 13 grudnia nie należy do najtrafniejszych. Ale jak mówi góralskie przysłowie jak sie nie przewrocisz to sie nie naucysz. A przyslowia mądrością narodów są. Ale nie o tym nie o tym. W tym momencie kontemplacji trafiamy na sedno sprawy czyli napis na koszulce artysty który rzecze, cytuje in extenzo „zimo wypierdalaj”. Mimo, iż sam pomysł koszulki sie sprawdza i w dniu wczorajszym skłonny byłbym podpisać petycję w sprawie podjęcia odpowiednich, aby wiecie kto wiecie co zrobił. Jednak byłoby to sprzeczne z moimi przekonaniami, które codziennie mówią mi rano. Wstaje a te przekonania do mnie: tymoteusz wyjrzyj za okno, spójrz, mieszkasz w najzimniejszym mieście polski, jest zima, śnieg w końcu spadnie i w końcu będzie pięknie. Czasami w dni pochmurne i ponure, gdy występują wahania ciśnienia doprowadza to do szamotaniny. Między rzeczonymi przekonaniami, a mną rzecz jasna. Po krótkiej walce wychodzi słońce i rozkłada mnie na łopatki i nie mam już nic do powiedzenia. Zimo plis nie wypierdalaj. Gdyż lubię chodzić po białym śniegu. I nie przeszkadza mi, że jest zimno bo płaszczyk odwieszę na czas do przepastnej szafy, w której zmieszczą się ze trzy do czterech osób. Także jeśli jesteście ścigani przez wojsko, to zapraszam. Moje współlokatorki będą zadowolone. A mi to wisi, bo do domu przychodzę po 22 a wychodzę przeważnie rano. Więc przed snem oferuję tylko towarzystwo swoje, muzyki oraz herbaty. Tyle.
Ale jest jeszcze drugi protest.

Był wtorek. Godzina 15.20 kiedy to przyszedł ten czas. Ten czas. Zajęcia ze stylistyki i kultury języka z pewnym redaktorem, pewnego radia, który to popiera partię Prawo i Sprawiedliwość i daje nam tego świadectwo nader często. Na tychże miałem wygłosić mowę, w której poruszam problem języka internetowego. Wygłosiłem ją, a jakże. Nie byłem specjalnie przygotowany, stąd wykład poszedł w dobrą stronę improwizacji oraz publicznego wylewania żalu i ubolewania. Rozprawiałem nad losem dzieci i młodzieży, która stykając sie z tym złowieszczym wynalazkiem internetu zatraca siebie, po drodze gubiąc wszelkie ideały. Ba nie tylko o ideały chodzi. Najbardziej poirytowany byłem stylem rozmów i szerzącym sie porzucaniem zasad gramatyki języka polskiego. A od porzucania prawideł już o krok do języka blogów. O tym mówiłem najdłużej i najbardziej sie tym emocjonowałem co wywołało ogólną radość u współstudiujących oraz wspomnianego pewnego redaktora pewnego radia... Wykazywałem i dokazywałem i udowadniałem, a pot zbierał sie na czole. Tu przychodzi czas na wnioski.

Jeśli dotrwałeś drogi czytelniku do tego momentu posta gdy one następują twoja irytacja powinna sięgać sufitu, a ręka nie powinna zadrżeć przy oflagowaniu mojego so called bloga i zgłoszeniu szerzenia przeze mnie zła i niewłaściwych treści wyrażanych niewłaściwie.

Styl tego posta jest haniebny i można porównać go do stylu jaki prezentowałem na swoim blogu pod koniec 2004 roku. Chyba tak chyba 2004 nie pamiętam, ten czas tak leci. W każdym razie przeciwko temu właśnie protestuję. Nie będę obiecywał, że to sie nie powtórzy bo byłbym jak ten alkoholik ubolewający nad swoją głupotą i wydaniem ostatnich pieniędzy na rzekomy ostatni alkohol. Czasami w takie dni poranki jak ten, gdy noc wcześniej było bawione na koncercie grupy bassiosters orkiestra, gdy wstaje sie sprząta ze stołu po współbiesiadnikach, gdy oni jeszcze śpią, a pewnie zaraz wstaną z bólem głowy a ty będziesz patrzył na nich z politowaniem i podziękowaniem składanym na własne ręce za to iż dałeś upust asertywności alkoholowej i nie musisz przeżywać tego co oni. Tak właśnie. Tak właśnie sie dzieje, że palce same piszą a głowa nie jest w stanie sie temu sprzeciwić. O to właśnie chodzi w proteście numer dwa.

Aha. Nie wiem czy wierzycie w miłość. Ale wczoraj spotkaliśmy człowieka, który wytłumaczył nam w czym leży jej sens, po czym wyjął z kieszeni maszynkę jednorazową do golenia i ostentacyjnie zgolił folijkę z paczki papierosów. A sens owej leży gdzieś między krokami na parkiecie a muzyką. A miłość jest spełnieniem. Człowiek ten zaprosił mnie później na niedziele do sqotu gdzie będą pusczane pewnie jakieś obrazoburcze filmy i na odchodne sprawdzając uprzednio czy nikt nie patrzy rzucił mi do ucha swój pseudonim, który brzmiał cośtam cośtam 313, a póóóóóóóźniej wysprajował owe 313 na murze.

Chciałem też zadać kłam, ale długość tego posta sprawiła, że przestałem pamiętać... a sam wczoraj uczyłem młodych adeptów dziennikarstwa, że trzeba dbać o klarowność przejrzystość wypowiedzi, o spójność. Żeby czytelnik chciał czytać i wiedział co czyta. I o zgrozo rozumiał.

Nie idźcie do pracy to szatan wysyła emaile. Nie prowadźcie blogów. To wszystko miłość.


Współbiesiadnicy wstali i opowiadają sobie co kto robił ustalają zeznania i będziemy czynić naleśniki na śniadanie. A ja będę sie uczył gdyż w poniedziałek mam egzamin z polityki gospodarczej oraz społecznej. Baj. Kocham was to wszystko przez miłość.

ps nie bojcie sie wracam do sluchania franka a frank wiecie co...



ps 2 majkel: przyjmijmy troche magnezu, magnez zabija kaca.

ps 3 angelika: a moze chcecie płatki?

ps 4 aha chcialem sie jeszcze pochwalić bo niby gdzie miałbym, że jedna z moich nieprawdopodpobnych historii i nieprawdziwych, juz niedlugo ukaze sie w jednym z magazynów studenckich, a ze takowych sie nie czyta, to sie chwale, bo przeszloby to bez echa. ciuczki.

8 commentaires:

Anonyme a dit…

313 jest niefajny.

Anonyme a dit…

lubie tego posta. nie wierze w milosc. kocham ludzi którzy umieją ładnie mówić.

/ sol

G. a dit…

a ja wierze w milosc do nalesnikow na sniadanie ;)

Anonyme a dit…

zamierzam kochać pierwsze zdanie tego posta, yeah.

G. a dit…

Zmieniłeś kolor, oho

Anonyme a dit…

mam nadzieję, że lejałt i ta rybka u góry to tylko tak na święta?
plizzzz!

tymoteusz davis a dit…

lay jest koszmarny :) ale nie mam czasu sie pobawic zaraz pewnie zmienie nawet ni en a swieta

G. a dit…

Obijasz się. Zamiast pisać to kolory zmieniasz.