vendredi 20 juillet 2007

Ogólnie wolę jak pada



Nadszedł czas idealny na podwiewanie spódnicy dziewczynom kobietom do lat trzydziestu. Maks. Chyba, że w wyjątkowych okolicznościach nie wiem długich nóg czy coś. Spacer o poranku zaś to czas, aby obserwować to, czego nie można za dnia, na co dzień. O siódmej rano jest jeszcze zbyt wcześnie, żeby wychodzić z czworonogiem na spacer, ale o ósmej już nie. O ósmej widać już hordy piesków rasy lassie stadami biegających, wyprowadzających swoich panów panie, zasrywających życie. Poranek to jakby najlepszy czas danego upalnego dnia. Weźmy na ten przykład dzień bieżący. Taki poranek to jedyne chwile, kiedy można wychylić nos z lokalu bez jakichkolwiek konsekwencji. Tylko wczesny poranek, bo dziesiąta jedenasta to już zdecydowanie za późno. Wtedy to już można sobie zamknąć okno i sięgać miarowo w odstępach czasu po szklankę wypełnioną lodem. Miarowo podlewać ten lód napojem, jaki ci się czytelniku podoba i upijać.

Nie wszyscy jednak oszaleli w ten niebiański upał, jak ja. Dziewczyna siedząca obok na ten przykład. Obok na siedzeniu w busie komunikacji prywatnej. Dziewczyna ta jakby nigdy nic spoziera co chwila w filigranowe szkiełko skryte w dłoni. Na podstawie odbicia w szkiełku filigranowym skrytym w dłoni dokonuje oceny. Samooceny. Nie nazywałbym tego samokrytyką. Patrząc na jej nie skażoną myślą twarz odmawiam jej prawa do samokrytyki. Z czego ona na pewno sie cieszy, chyba, że nie w końcu jest nie skażona. Myślą. Po omówionej samoocenie wyjmuje przyrządy, z torebki mniemam, i bez pardonu zaczyna korekcję makijażu. Jest to korekcja makijażu nie byle jaka bo oprócz ust korekcie podlegają także oczy. Gdyby tego było mało, dziewczyna nawet na mnie nie spojrzy. Z rzeczonej torebki wyjmuje aplikator. Zgrabny mały szklany. Ręką prawą sięga w tył. Lewą odgarnia włosy na bok. Z gracją. Ani jej w myślach spojrzeć na mnie. Odgarnia i aplikuje perfume, tam gdzie kark łagodnie przechodzi w plecy z prawej strony. No nie spojrzy się, a biust ma kształtny i co najmniej 75 C. Na pewno jest świadoma, że trik z aplikatorem to trik dobry i zachęcający. Powtarza go więc zmieniwszy ręce i strone gdzie kark łagodnie przechodzi w plecy. Strone gdzie psika perfumą.

Upał ten nie działa też na staruszki, które nie obawiają się napominać młodzieży przeklinającej siarczyście i głośno bez pohamowania.

W redakcji periodyka dziennika wisi taka kartka, że skracając tekst wydłużasz czytelnikowi życie. Jednak przy tej pogodzie wszystkie takie kartki idą do kosza. Nie oszczędzam na przymiotnikach, ani na przysłówkach. Zasada pewnie działa też w drugą stronę co oznacza, że nie licze się z długością waszego życia. Cóż w takich okolicznościach przyrody… co zrobie? Nic nie zrobie.

Frankowi Zappie by się to nie spodobało. On to na pewno umiałby sobie poradzić z taką sytuacją On to by uderzył po męsku jak mężczyzna w stół, a nożyce by się odezwały. On też jak ja wolał jak padał deszcz. A nożyce by się odezwały.

samedi 14 juillet 2007

Zawiąż sobie sznurowadła


Szczęśliwy posiadaczu odkurzacza, dziewczynko z zapałkami w spodniach opinających pupę i nogi. Nogi i pupę. Muzyki słucham spod wody, ale nic się nie zmienia. Brzmi tak samo rzewnie. Językiem po podniebieniu jeżdżę. Szorstkie i wrażliwe jakby poparzone, a przecież to tylko morze wódki. Wycieram się ręcznikiem i równocześnie spoglądam podejrzliwie na odbicie. Utyłem spuchłem i posiwiałem. Nie zapalam papierosa. I te włosy jakoś tak krzywo. Tęsknie za tą dużą patelnią. Wszystkie patelnie w moim domu są za małe. A tamta jest tak duża, że przygotowując na niej paste, dania wystarcza dla trzy-cztero-osobowej rodziny i gościa. Za tym pieprzem ziołowym i bułeczkami koperkowymi i caprese. W sposób statyczny tęsknie jak tak leże z nogami na ścianie z głową przy parkiecie i mam kaca i nie mogę uwolnić się od refrenów. A tamta patelnia jest tak ciężka, że aż przyjemnie podrzucać mieszać mistrzować patelniowo. Nie mogę się uwolnić od my toys like me, to już nawet nie jest obsesja. Word włącza się nieznośnie długo, że najpiękniejsze zdania zostały już wypowiedziane. A powtarzanie ich nie ma sensu, bo ich chwila była wtedy, nie teraz. Za ostrymi nożami, którymi można siekać kroić dowoli. Obiecuje, że jutro stanę na baczność umyję zęby uczeszę się i napisze te zdania jeszcze raz. Tak jak należy.

Doktór powiada że klucz do sukcesu to gra przez środek. To efektownie wygląda.

jeudi 12 juillet 2007

W wierszach jest lepiej



Pociągam wino z butelki. Wino przyjechało do mnie prosto z Valencii w Hiszpanii. Jest wytrawne i jakościowe. Dobre refreny idealnie pasują do wina. Chwytam butelkę lewą ręką kilka centymetrów poniżej zwężenia, prawą natomiast wyciągam korek. Z wprawą. Nie wyciągam go po prostu do góry, lecz opierając dolną część dłoni na szyjce, chwytam korek i przekręcam nadgarstek w bok, najlepiej w prawo i przy towarzyszeniu efektownego odgłosu korek wyskakuje. Wino z butelki pociąga się pojedynczymi łykami. Tak samo jak refreny. Nie może być dwóch refrenów po sobie następujących. Wszystko straciłoby sens. Nie wszyscy potrafią pisać chwytliwe melodie i jeszcze je nieumiejętnie zaśpiewać. Frank Zappa niewątpliwie umiał to robić jak nikt inny. Czasem wysługiwał się swoimi muzykami, którzy nie byli wokalistami. Skutek efekt był taki sam. Cieszę się, że znam człowieka, który pisze melodie trochę lepsze od Franza Ferdinanda. Źle. Cieszę się, że jest taki człowiek Polak, który pisze lepsze melodie. Od zwrotek do refrenów przechodzi z taką bezpretensjonalną lekkością z nóżki na nóżkę. Na szczęście nie jest najlepszym wokalistą. Nie daj boże gdyby był, bo wtedy te refreny straciłyby cały swój urok. Dobre refreny idealnie pasują do wina. Na upartego do wina pasuje wszystko. Kolejne cudowne połączenie to my toys like me all over my face, papieros lucky strike i podmiot liryczny wino.

W wierszach jest lepiej. W wierszach podmiot liryczny nie może się skończyć.