vendredi 28 mars 2008

pociąg do matematyki

Skąd mam wiedzieć czy mam zgagę? I co to wogóle jest zgaga? Encyklopedia zdrowia mi do tego nie wystarczy. Chciałbym znaleźć takie laboratorium, gdzie wchodzisz do kabiny wciskasz przycisk podpisany nazwą odpowiedniej choroby, schorzenia czy objawów. I po chwili doświadczasz wybranej symulacji. Ludzie byliby by bogatsi o taką wiedzę, która pozwoliłaby lepiej nazywać rzeczy. Na ten przykład weźmy mnie. Żeby daleko nie szukać. Twierdzę, że przeżyłem conajmniej dwa zawały. Chciałbym. Przecież nie pójdę do lekarza i nie powiem "panie doktór, miałem dwa zawały". Chciałbym, żeby na ulicach, w budkach telefonicznych był taki skaner, który sprawdzałby kompleksowo, z wiarygodnością matematycznych wzorów, z siła zasad dynamiki, stan naszego zdrowia fizycznego i psychicznego. Jestem za matematyką. Skąd mam wiedzieć kiedy czuję się najgorzej, kocham najmocniej, cierpię najdotkliwiej i jak daleko jestem od tabliczki z napisem "szczęście" i "koniec". Mogę sobie wmówić i twierdzić. Co najbardziej bolało? Chyba te pięć szwów na podniebieniu zakładanych na żywca. Chyba. Wtedy napewno czułem to najbardziej. Ale nie wiem czy nie bardziej bolał mnie ten zawał w 3 klasie liceum. I do cholery czy to był zawał? A zgaga? jest dla mnie przykładem tak absurdalnie jaskrawym jak koniec "Mody na sukces". Co innego 3 oznaki suchości skóry czy kontrolka stopnia zużycia wątroby, która zapaliła sie wczoraj w Centrali ok godziny piętnastej. To są rzeczy, które mogę empirycznie wytłumaczyć. A zgaga? Co to jest kurwa zgaga?

Chcę zamontować sobie taką miarkę wielofunkcyjną maszynkę na prawym, w prawym przedramieniu. Na skali podłużnej tylko zmieniałbym opcję i zza szybki odczytywałbym najważniejsze wskaźniki liczbowe. Mógłbym wiedzieć wszystko o sobie.

Bo serce, rozum i stan konta to za mało.

Bo jak ułożyłem pasjansa to wiem że pasjans jest ułożony.

jeudi 27 mars 2008

abstynencja


Myślałem, że to się nigdy nie stanie. Że już do końca życia będę spał na brzuchu, bo tak mi wygodnie, bo tylko tak mi wygodnie i w żadnej innej pozycji. Że nigdy nie wyśpię się uczciwie, zgodnie ze swoim sumieniem, w jednym łóżku z kobietą. Bo śpiąc z kobietą należy sie przytulać i spać w sposób, który daje kontakt z partnerką. Bo w gazecie tak było napisane, że jak się śpi w jednym łóżku ale oddzielnie to to nie jest dobre i świadczy źle. Stało się. W ciągu ostatniego tygodnia świat stanął na głowie i wszystko sie pozmienialo. Bylem w domu rodzinnym od poniedziałku 17ego dnia marca do 26ego dnia marca i idę o zakład, że na brzuchu spałem tylko raz. Z przyzwyczajenia. I to po tym poniedziałku z którego niewiele pamiętam. A tak to spałem na boku z poduszką pod głową. Panowałem nad swoimi snami. Prokurowałem je, prowokowałem a czasem ignorowałem. Kładłem sie regularnie o 3 i wstawałem między 5 a 8 i czułem się o dziwo satysfakcjonująco. Jakby nie patrzeć to zajebista zmiana na plus prawda? Jeszcze jedna pozycja w której człowiek może wypocząć. Ale nie. Ale nie. Ponieważ nie wiem czy tego chcę. A to chyba podstawa.

Chciałbym...

Dłonie mam takie suche i prawe ucho. I schudłem 5 kilo.

mardi 25 mars 2008

Zgubiłem telefon


Oesu. Jaką Kasia wczoraj miała bluzkę. Mówię wam. Według mnie to ona powinna dostać naganę ustną z wpisem do księgi. Od szefa. Od Jacka.
Ta bluzka po prostu była za mała. Nie dopinała się z przodu. Tylko jeden guzik miała zapięty pod cyckami. Na tym czarnym biustonoszu. To znaczy Adaś powiedział, że była za mała. Chyba, że nie miała czystych, a że nie wypada to wzięła od siostry. Nie wiem czy ma siostre. Ale mogło tak być. No że nie wypada prać w święta. Naprawde mało pamiętam. A szkoda bo to co pamiętam to jakieś cholerne porwanie przez moto myszy z marsa. Biegałem z tą grzechotką i grechotałem i nagle ogarnęła mnie dziwna myśl, że powininienem iść do domu. Szedłem jakąś dziwną drogą co rusz zerkając na zegarek w telefonie. W kieszeni miałem tą grzechotkę, a grzechotka jest duża i podwójna i w tej samej kieszeni miałem czapkę którą ciągle ze sobą nosze, ale nie zakładam. Bez sensu. No i zwyczajnie bałem się, że jeszcze pięćdziesiąt razy wyjmę ten telefon i w końcu go wezmę i zgubię. I stało się. Byłem już niedaleko domu i wkręciłem sobie, że zgubiłem. A tak naprawdę trzymałem go w dłoni. Więc pomyślałem, że wrócę i gdzieś na pewno leży. Nie wiedzieć czemu szedłem jakąś inna drogą. Nie mogłem znaleźć telefonu bo miałem go w dłoni. Wróciłem do lokalu pożalić się i wypić jeszcze jedną pięćdziesiątkę. I poprosiłem kolegę, żeby zadzwonił na mój telefon bo go zgubiłem. Mózg sobie ze mnie nieźle zażartował. I telefon zaczął dzwonić w dłoni, ale ja nadal kłóciłem się, że to nie to to nie mój telefon na pewno nie mój i że to tylko aparat i na pewno zgubiłem kartę na pewno. No na pewno! Wtedy obrzucony zostałem oszczerstwami i spojrzawszy na Kasię poprosiłem o kolejnego Carlsberga.
Później zostałem spytany poproszony o to, żebym był drużbą na ślubie. W Niemczech i w czerwcu to nie wiem. Ale byłoby to z pewnością przeżycie.
No i poszliśmy do Muzyka. Szedłem z Olą pod rękę. Obydwoje tego potrzebowaliśmy z powodów oczywistych. Było miło bo rozmawialiśmy i tłumaczyłem jej, że zawsze była i będzie dla mnie taką małą dziewczyneczką bo jak byliśmy dziećmi to zamykaliśmy ją z filipem w pokoju dokuczaliśmy bez litości i znęcaliśmy się psychicznie nad małą Olą. A teraz mała Ola przecież już studiuje i jest taka poważna. I to na Akademii Medycznej. Szkoda tylko, z tą łąkotką bo już nie będzie mogła za bardzo tańczyć. A ma talent tego nie można jej odmówić.
Ona z kolei wspominała jak Rysiek jej ojciec przywiązywał nas do kaloryfera z filipem jak byliśmy niegrzeczni a rodzice chcieli mieć spokój. Prawdę mówiąc to zawsze wydawało mi się, że ta historia z kaloryferem to przyśniła mi się kiedyś. Nie wiem nadal czy tak było. Ale dlaczegoż miałbym nie wierzyć Oli?
Poszliśmy do tego Muzyka i tam było pełno i siedziałem obok Oli i później rozmawiałem z Pawłem i mówiłem mu przykre rzeczy. Musiałem. I ta młodsza córka Rebe (-właściciela Muzyka) puszczała do mnie oko i chyba chciała podrywać i patrzyła się, ale ja takich rzeczy nie robię.

-Nie przesadziłeś trochę?
- Trochę, ale mam za to grzechotkę zobacz.

Oesu. I dzisiaj jak o tym wszystkim myślę to chcę zażywać magnez i uzupełniać płyny. I że Kaśka miała te cycki naprawdę na wierzchu. I chodzę i szperam szukam czekolady. I została tylko jedna – mamy, więc nie będę jej zabierał. A wyobraźcie sobie gdybym pamiętał wszystko.

PS Nie wiem czy macie to samo ale na dwóch z trzech telewizorów w domu. Na dwóch jak jest włączony Polsat to widać takie trzy plamki. Białe. Przypominające piksele. Macie to?

PS pozdrawiam Justynę i Kubę, którym powiedziałem, że odwiedzę ich w Toruniu. I chciałem to odwołać bo chyba się nie uda przez najbliższe poł roku.

Kurwa już czas jechać do urzędu skarbowego.
Czus.

vendredi 21 mars 2008

Comme De Garçons

Nie mógłbym nawet gdybym tego chciał. Boli mnie prawa łydka i granie na perkusji wywołuje ból. Oczywiście hipotetycznie, bo gdybym był wytrwały to miałbym za sobą już nasty rok trzymania pałek i pewnie tak błacha, niewiedzieć skąd pochodząca, kontuzja w niczym by mi nie przeszkadzała skoro nie stoi na przeszkodzie normalnego funkcjonowania. Analogicznie wygląda sprawa zostania pisarzem. Sure. Chciałbym, ale raczej niezostać pisarzem. To byłoby lepsze. Bo mógłbym być jednostką bardziej socjalną i nie wystrzegającą się zbyt częstego wypowiadania swoich myśli. Mógłbym tańczyć w towarzystwie i śpiewać patrząc w oczy. Tak tego najbardziej bym chciał. Być kawałkiem Deeper Waters – Recloose i śpiewać jak Joe Dukie. Śpiewać jak Joe w ogóle bym chciał. Rekompensowałbym sobie w ten sposób niedostatki i kompleksy bo jakieś mam na pewno. I nagle wchodzi mama i prosi, żebym zaśpiewał. Więc śpiewam wydaje mi się, że całkiem nieźle ale tak mi się tylko wydaje. Tata się przysłuchuje i mówi: Tymano, musisz śpiewać też coś z innego repertuaru, masz dużo płyt wybierz coś z klasyki i to pośpiewaj. Wyrobisz sobie ładną barwę i nauczysz się wielu melodii. I kiedy to mówi to nie krzywi się na twarzy tylko w środku.

Wtedy się budzę. Oglądam z mamą Skrzypka na dachu i rozpływam się nad sceną taneczną na weselu Tzeitel i Motela. Wtedy się budzę. Leżę na ganku drewnianego domu przykryty ciepłą kołdrą trzymam laptopa na kolanach i oglądam Skrzypka na dachu. Dzwoni telefon i odzywa się ona i mówi: dzwonie ze swojego pokoju zaraz zejdę. Drzwi otwierają się, a ona po chwili wsuwa się pod kołdrę i zabiera mi laptopa i mówimy sobie jak jest przyjemnie. Następnie zabiera mi kołdrę i teraz już wcale się nie dziwię że się budzę. Leżę pod kołdrą i naprawdę oglądam Skrzypka na dachu. Leżę na boku i sięgam za siebie bo wiem, że tam ktoś jest i chce, żeby się przytulił. Ale tam nikogo nie ma.

I wtedy nachodzą mnie myśli. Że chciałbym mieć jeszcze osiem par spodni. I konkretyzuje mi się marzenie to żebym zawsze ładnie pachniał np. Comme De Garçons zapach garażu albo smoły. To by było. I żeby moje nieślubne potomstwo miało bogatych rodziców. Oraz żebym miał zawsze ładnie nakremowane dłonie.

mardi 18 mars 2008

Z Ł O D Z I E J E



Droga drogo powiatowa Poniatowa.
Droga drogo wojewódzka -ódzka.

Przez otwarte okno czarnego mercedesa z lat 90-ych wystaje kliniczny przykład zgrabnych nóg ubranych w turkusowe rajstopy i żółte pantofle paryskie, które aż proszą się by nazwać je zawadiacko ciżemkami. Powietrze już zbladło i tylko przetaczało się ledwo zauważalnie zatruwając płuca trzech osób. Prawie trzech muszkieterów. E’Tos, Port’Egoda i A’Radis. Jako czwarty na gapę jedzie Wielki Manipulator. Przewrotnie związuje, ciągnie za sznurki, programuje narząd mowy na niedialogi oraz na raczej niemonologi. My jak te owce… a słońce świeci nieodpłatnie, ptaki śpiewają za darmo, bo to już wiosna, wiatr wieje silnie i ma w tym z góry ustalony cel. A wokół gdzie się nie obejrzeć…

Jedziemy wracamy z miejscowości Chivas Regal On The Rocks, w której nie ma już ani strumyka górskiego, ani staruszki pani Marii przechodzącej codziennie o 6.30 przez drewniany mostek, z wiklinowym koszem pełnym świeżo zebranych polnych kwiatów. Najszczerszych, z których siedząc na rynku przy starej wyschłej studni układała misternie rustykalne bukieciki. Jeden z nich zawsze owinięty był w biały czysty papier moczony w wodzie ze strumienia, a następnie barwiony w czarnej herbacie. Taka zwykła magia.

Zwykła magia z przeznaczeniem dla jednej z zaślepionych par. Dla jedynej potrafiącej zanurzyć się głębiej, zatapiać, przyduszać ryzykując utratę swych najcenniejszych wyobrażeń, by zyskać do końca dni owe nieodpłatne słońce na wyłączność. Ten zwyczajny promień magiczny bukiecik sprzedawał się zawsze pomiędzy 12, a 13. Nie zawsze trafiał w dobre ręce i był to jego jedyny mankament.

Ale tego już nie ma.

My nadal jedziemy. Ulegamy złudzeniom i pozornie znanej drogiej drodze powiatowej. Wracamy patrząc na swoje dłonie i dym papierosowy hulający między palcami. Wracamy, ale z każdą mijaną kapliczką jesteśmy coraz bliżej. Chamsko wyjmujemy sobie słowa z ust, a nasze cienie przejmują władzę nad ciałami. Coś skrajnego pomiędzy cierpliwością, a jej absolutnym brakiem.

-Stooo dziewięćdziesiąt… i… jedeeeeeeeeeeeen! Wielbię cię droga drogo powiatowa, mimo twych licznych ułomności! – krzyk A’Radisa, prowadzącego samochód, choć donośny przeponowy i pełen emocji, umknął przez otwarty szyberdach zanim zagościł w głowach dwóch pozostałych muszkieterów.
-A’Radisie, drogi mój, proszę wybierz jeden z tych utworów z „nic” w tytule – szkliste oczy Port’Egody wlepione w plamę na szybie odbijały wszystko jak w lustrze. Tym razem był to tęskny obraz ludzi, mimo niedzieli, harujących w pocie czoła na pięknym złocistym polu, a za nimi las nad którym zbierały się granatowo brązowe chmury.
- Może lepszy będzie katalog z „nigdy” – śmiał się A’Radis , którego pojemne serce zawsze było otwarte. Nosił je zawsze na dłoni i pozwalał dotykać wielu. Serce było odporne, ale ci którzy go dotykali rozpalali je tak mocno, że parzyło ich z mocą zabierającą resztki wiary.

- A’Radisie nie słuchaj Port’Egody piosenki z „nic” w tytule tutaj nie pomogą. Przejrzyj katalog z „love” i wybierz coś co przezwycięży siły nas wszystkich. Zrób to szybko. – E’Tos zawsze się sprzeciwiał, często nawet temu z czym defacto się zgadzał. Dla zasady. Tłumaczył, że takie jest życie.
- A „Nothing Compares To You”?
- Mówiłem raczej o piosenkach, które w swojej filozofii mówią „nie”
i „nic”. – zapadła cisza, której rozwiązaniem były delikatne takty „Give All To Love” [Niobe] mówiącego zarazem „nic” i „kocham”.

Słońce zaświeciło jeszcze raz. Ale jego siła nie była w stanie przezwyciężyć… Zaświeciło jakby w złym momencie. Samochód zatrzymał się na poboczu, a E’Tos myślał o wymówce dla łzy która zaraz wypłynie z oka i rozetrze się wiedziona wiatrem w kierunku ucha.

- I co teraz?
- Teraz? To już czas żeby zamilknąć i już nigdy nic nie mówić.
- Miałam na myśli grę. W jaką grę zagramy?

- W grę dla głupców. „First moment you hesitate. Better ask yourself why. Don’t you wait until it’s too late. Until something inside has died. When you’re paralyzed. No direction at all. Found yourself way up high. No there’s only space to fall. Must be a game for fools.

- It's easy down the line. To make a map of your lies. But you can't keep on. Keep on keeping the truth. Well disguised. Acting like it was allright When it was all wrong.

- And you feel you've wasted so much time. Forever. Trying to make up your mind. Now it's clear you should have just moved on. Simply packed your bags and gone.


Prawie trzech muszkieterów.



mercredi 5 mars 2008

fish & chicks


zapraszamy
ide spac bo dzis byly uro radarq