jeudi 19 juin 2008

please



Ta noc nic nie zmieni - powiedziała, a ja jej nie słuchałem. Właśnie przegrywasz swój ostatni mecz w grupie, a zwolniony będziesz nie ty, ale twój selekcjoner-fiutek. Wierzyłam, że jesteś matematykiem i chodzi ci o to, żeby tyle samo razy wyjąć co włożyć. Ale nie… Jesteś tak samo winny jak ja. Ja pokazałam ci cycki, a ty się musiałeś kurwa zakochać. Te koszulki, kardigany i wyprasowane spodnie, ta fryzura nic tego nie zapowiadało. Ale ty chciałeś długiego spaceru i odprowadzania do domu. Ja biegałam w stringach po pokoju, a ty się musiałeś zakochać. Jeśli tak bardzo tego chcesz, to proszę chodź… Jutro obudzisz się pod tą samą kołdrą, ale ja nie będę tą samą panią od wykresów. Przed 9 założę obcisły top i czarne obcisłe spodnie. Do drzwi zapuka jakiś nieszczęśnik lat 19 i przez półtorej godziny będzie wpatrywał się w moje sterczące sutki. Założę okulary, za ucho wsunę ołówek. A ty właśnie podniesiesz głowę z tej samej poduszki. Weźmiesz prysznic, wypachnisz, założysz czyste skarpetki, majtki i zamiast patrzeć, będziesz chciał ze mną rozmawiać.

Ty niczego się nie boisz, strach nawet nie odbija się w twoich oczach powiedziałem.

jeudi 12 juin 2008

samuel



Wiele razy czytałem i słyszałem, że miłość jest bólem zbawiennym. W tamtych czasach bardzo często natrafiałem na tę bzdurę, głównie w książkach z wróżbami i gazetach, tuż obok rubryki z horoskopem albo na stronach „dom – rodzina – szczęście”, między zdjęciami sałaty i przepisami na maseczki do twarzy. Żelazna sztaba tkwiąca w moim żołądku sprawiała, że czułem żałosną samotność i zazdrość, które pozbawiły mnie nadziei i oddaliły od reszty ludzi tak bardzo, że zacząłem ślepo szukać ratunku właśnie w tych gazetach, artykułach o wróżbach i astrologii oraz innych dziwnych znakach. Jeśli liczba stopni wiodących na górę jest parzysta, to znaczy, że spotkam tam Canan… Jeśli pierwszą osobą która przestąpi próg będzie kobieta – dziś ją zobaczę… Jeśli pociąg ruszy, zanim doliczę do siedmiu – odnajdzie mnie i zechce porozmawiać… Jeśli pierwszy zeskoczę ze statku – pojawi się dzisiaj.

Zeskoczyłem pierwszy. Ani razu nie nadepnąłem na linie między płytami chodnika. Odgadłem, że na podłodze w kawiarnie leży parzysta liczba kapsli od butelek po lemoniadzie. Wypiłem herbatę w towarzystwie ucznia terminującego w zakładzie spawalniczym, ubranego w fioletowy fartuch i taki sam sweter. Miałem wystarczająco dużo szczęścia, by litery z tablic rejestracyjnych pierwszych pięciu napotkanych taksówek ułożyły się w imię. Udało mi się na jednym wdechu pokonać przejście podziemne w Karakoy. Policzyłem do dziewięciu tysięcy gapiąc się w okna domu Canan na Nisantasy. Zerwałem przyjaźnie z tymi, którzy nie wiedzieli, że jej imię znaczy nie tylko „ukochana”, ale także „ Bóg”. Sprawdziwszy czy nasze imiona się rymują wydrukowałem w wyobraźni zaproszenia na nasz ślub i przyozdobiłem je bogato na wzór karmelków Nowe Życie. Przez cały tydzień o trzeciej w nocy udawał mi się oszacować liczbę okien, w których paliło się światło, bez przekroczenia pięcioprocentowej granicy błędu, jaką sobie przyjąłem. Trzydziestu dziewięciu osobom wyrecytowałem od końca wers Fuzulego: „Niepotrzebna dusza, jeśli nie ma Canan”. Wykonałem dwadzieścia osiem telefonów do jej mieszkania, za każdym razem zmieniając głos i tożsamość. Nie wróciłem do domu, zanim nie udało mi się trzydzieści dziewięć razy ułożyć i odczytać imienia Canan z liter dostrzeżonych w ogłoszeniach, na afiszach, w migoczących neonach, witrynach aptek, barów z kebabem czy zakładów Loterii Narodowej. Ale ona nie przyszła.

lundi 9 juin 2008


w każdej kobiecej pochwie pogrzebany jest jakiś artysta - powiedziałem jej

mercredi 4 juin 2008

renes



Cały ranek przeleżałem więc w wannie. Nie chciałem utrwalać w głowie obrazu barłogu, w którym się obudziłem. Postanowiłem opuścić wspomnienie cudownej nocy i poczekać, przeleżeć w wannie dopóki obsługa hotelowa nie uprzątnie i wymieni powietrza na świeże. Pachnące. Pachnące kwiatami i wodą i rumiankowymi chusteczkami higienicznymi. Przeglądałem francuską prasę, z której niewiele rozumiałem, ale wiedziałem, mogłem się przynajmniej domyślać, o czym może rozmawiać monsieur Henry z panem Jacquiem przy popołudniowej kawce. Zacząłem się zastanawiać jak te wszystkie gładkie, smukłe kobiety w misternie dobranych strojach mogą podniecać się owłosionymi nogami i klatami opryskliwych i gruboskórnych facetów. Oczywiście, skoro są faceci którzy lubią wygolone cipki, to musza być też tacy którzy lubią trochę włosków na łonie. Ergo - wśród kobiet są też takie które lubią wygolonych metrosów jak i przepadające za prawdziwym męskim owłosieniem.

And then suddenly… zauważyłem, że skóra na dłoniach wyschła, a antyperspirant skończył się. Użyłem damskiego.

Napełniłem szklankę lodem i zalałem do połowy Jack’iem Daniels’em. Siedziałem na zacienionym balkonie i łapałem każdy zryw wiatru. Po lewej stare, zaniedbane z zewnątrz kamienice. Z wykuszami. Tak paryskie, że mógłbym w nich zamieszkać z moją nauczycielką. Jeść śniadania podawane do łóżka i rzucać się łapczywie zrywając ubrania. Przynajmniej przez jakiś czas. Na wprost przede mną ogromny park. Największy jaki widziałem z wysokości siódmego piętra. Monumentalne drzewa między którymi mógłbym chodzić z moją nauczycielką. Po lewej za kamienicami w oddali żurawie i port.
Wpatrzony w symbioze lodu i whisky miejscami prześwietlonego pierwszym czerwcowym słońcem wmawiałem sobie, ze nie jestem od niej uzależniony. Gdzie jest? Z kim? O czym rozmawia? Czy powiedziała komuś o mnie? Czy myśli o mnie czasem? Czy w ogóle? Zadzwoni? Nie zadzwoni? Może ja zadzwonię? Cześć, słuchaj, dlaczego znikłaś, tak nagle? Cześć, tęsknie! Pamiętasz? Siedziałaś obok mnie i znużona podróżą położyłaś mi głowę na ramieniu, a ja zaglądałem w twój dekolt. Jakby zaocznie, bo czułem że już niedługo będę robił to legalnie. Nie tylko zaglądał, ale…
Cześć, musimy się spotkać, tak koniecznie, porozmawiać, nie, nie u ciebie w domu, przyjade do ciebie na uczelnie o 15. Cześć Jedyna rzecz, która nie odbija się lśniąc w twoich oczach to strach. Cześć. Chcę być twoim mężem i spłodzić twoje dzieci. Ale wiem, że nie mogę. Cześć, słuchaj, wyjeżdżam nad jezioro, wyłączam telefon, chcę skupić się na pracy, wracam po weekendzie, zadzwonię, pa.

lundi 2 juin 2008