lundi 26 mai 2008

monte



Jest kilka minut po trzynastej. Pora niedzielnego majowego lunchu z przyjaciółmi. Czuję się jakbym odpadł wczorajszej nocy w półfinale Wimbledonu,. Jakbym, będąc pięćdziesiątym zawodnikiem rankingu, osiągnął swój najlepszy wynik w karierze i stał przed bramą do nieba. Jakbym na drodze do pierwszego w życiu finału wielkiego szlema przegrał z najmłodszym zawodnikiem w drabince, debiutantem, synem szejka z Bogoty.

W zasadzie nie śpię już od godziny. Obudziłem się, gdy moja ponętna korepetytorka wyślizgnęła się spod kołdry. Nie wstawałem. Chciałem po kryjomu nacieszyć oko tym najbardziej seksownym trzydziestojednoletnim ciałem jakie kiedykolwiek miałem w rękach. Ubrana tylko w białą bieliznę zbierała ubrania, kieliszki, butelki porozrzucane wokół łóżka. Założyła fioletowy tiszert do tego brązowe, czekoladowe spodnie i wpadające w żółć dodatki. Wyglądała jak świeża dziewczyna przystojnego ambitnego dwudziesto- może dwudziestotrzylatka, jak sobotni wiosenny poranek w wielkim mieście Pachniała jak zroszony deszczem central park podczas dnia niepodległości, jak dopiero co ostrzyżony trawnik przed domkiem na przedmieściach, gdzie sąsiedzi są życzliwi, a warzywa z przydomowego ogródka soczyste i kolorowe.

Wychodzę. Czuję, że muszę kupić jakiś obraz. Powiedziała i nawet nie kierując oczu w moją stronę, nie interesując się czy słyszałem czy w ogóle się obudziłem, wyszła.

samedi 24 mai 2008

vendredi 23 mai 2008

tej wiosny



Obrzucała spojrzeniami, strzelała obcasami, wiatr robiła krótką spódnicą, a przeciąg nogami ubranymi w rajstopy. Testowała naszą inteligencję. Czekała na odzew i kąśliwe uwagi. Na mózg, który rzuci jej rękawice i stanie się wyzwaniem. Na rękę, która wjedzie między rajstopy, a ciasną spódnice, na oczy, które utkwią w dekolcie, na usta, które powiedzą „nie chcę się z tobą ożenić, ale czy zostaniesz moją dziwką?”

Ja natomiast, jestem dwudziestolatkiem z bogatego domu, stanowię nieliczny przykład chłopca, którego plany na przyszłość pokrywają się z niespełnionymi ambicjami rodziców. Ciocie i babcie przy uroczystych obiadkach z okazji moich kolejnych urodzin, kolejnych ślubów, pogrzebów i innych rodzinnych zjazdów, życzą z całego serca „oby spełniły się wszystkie marzenia twoich rodziców, będziesz, szcześliwym bogatym człowiekiem”. Jako w pełni definicyjny nastolatek, czuję, że nie powinienem podporządkowywać się woli rodziców. Pchany falą buntów swoich niedojrzałych znajomych przysięgam sobie każdego ranka, że przynajmniej będę robił wszystko na swój sposób, a cel osiągnę przebiegłymi niekonwencjonalnymi metodami.
Chełpię się żądzą dominacji świata ekonomii. Mam w głowie recepty i teorie, których jeszcze nikt nigdy. Zatem, po co do mnie przychodzisz, po co to wszystko robimy, uczymy się? – pytała. Muszę poznać wszystkich profesorów, ich teorie, charakter, zaciekłość, chcę wiedzieć kto i jak zapalczywie będzie mnie już za kilka lat atakował, chcę poznać charakter i siłę przeciwnika, a po ukończeniu MIT, młodemu wilkowi takiemu jak ja, wychowanemu przez najtęższe ekonomiczne umysły naszego tutaj padołu, nikt nie będzie miał sumienia powiedzieć, że jest wariatem. A wtedy przyjedzie królewna na białym koniu, uratuje ciebie uwięzionego w ekonomicznej wierzy, której dach zamiast dachówką wyłożony będzie zwojami obliczeń i będziecie żyli długo i szczęśliwie. Kpiła czasami ze mnie, ale godziłem się na to. Chciałem, żeby czuła nade mną przewagę. Moje imperialne zapędy funkcjonowały jak szlagwort, jak refren, którym rozluźnialiśmy atmosferę naukowych spotkań. Jak papieros po seksie. Przekomarzaliśmy się, mniej lub bardziej świadomie, przekraczając kolejne granice.

Dzień dobry, dzwonię by zapytać czy nie moglibyśmy się spotkać w piątkowy wieczór, w sobotę o świcie wyjeżdżam do Stolicy na konferencję, o której pani wspominałem, tak? Oczywiście tak, bardzo mi zależy, wykład mają wygłosić między innymi ci dwaj naukowcy Henry Chinaski i Charles Bukowski. Wiem, że interesuje się pani tematem, więc… po powrocie mógłbym pani… przekazać… ah tak? najważniejsze rzeczy... naprawdę? Nie wiem, ale postaram się to załatwić, wiem tyle, że musiałaby pani… ponieważ.. Aha, więc świetnie, jesteśmy umówieni. Tak… Tak… Do zobaczenia. Do widzenia.

Yes. Yes Yes.

vendredi 16 mai 2008

funk all III


tanczą nie sylwia tylko jola i lipa, muzyka pitzo
as hell w trojmiescie prawie tydzien nie mam czasu pisze ucze sie pisze pisze
www.nbds.pl/funkall

samedi 10 mai 2008

so fu ck bo ho

Outlines-"Just a lil' lovin'" video

...tylko w swiezo wypranych, pachnacych proszkiem ubraniach. w soboty rano w lozku prasowka i nylon. w zgodzie z samym soba. i wachal te ubrania na sobie bez przerwy.

w chuj. outlines. so fu ck bo ho.

jose @ balsam


tommorow @ balsam.

giovanni ribisi.

dimanche 4 mai 2008

ola 2 4 7 boga


w komputerze mam program ktory sprawdza ile ten ma temperatury i jak ma ok 74-75 celsjuszow to sie wylacza bez uprzedzenia. przyzwyczailem sie za mlodu, ze odkurzacze wydaja z siebie nieprzyjemny odur kurzowy, ze odkurzacz wytwarza wiecej kurzu niz go zgarnia. a ostatnio jak przyjechalem to mama wlaczyla ów odkurzacz i nagle w domu zapachniało kwiatowo. nie potrafie okreslac jednoznacznie zapachow. a po trzecie Looptroop na swojej nowej plycie ktora miala byc zajebista zrobil cover living on a prayer. bon jovi. krw.

upgrade dla żusto za 2 4 7 (naprawde) aha oraz mój tata przez dwadzieścia dwa lata swojego życia robił pałki.