mardi 18 mars 2008

Z Ł O D Z I E J E



Droga drogo powiatowa Poniatowa.
Droga drogo wojewódzka -ódzka.

Przez otwarte okno czarnego mercedesa z lat 90-ych wystaje kliniczny przykład zgrabnych nóg ubranych w turkusowe rajstopy i żółte pantofle paryskie, które aż proszą się by nazwać je zawadiacko ciżemkami. Powietrze już zbladło i tylko przetaczało się ledwo zauważalnie zatruwając płuca trzech osób. Prawie trzech muszkieterów. E’Tos, Port’Egoda i A’Radis. Jako czwarty na gapę jedzie Wielki Manipulator. Przewrotnie związuje, ciągnie za sznurki, programuje narząd mowy na niedialogi oraz na raczej niemonologi. My jak te owce… a słońce świeci nieodpłatnie, ptaki śpiewają za darmo, bo to już wiosna, wiatr wieje silnie i ma w tym z góry ustalony cel. A wokół gdzie się nie obejrzeć…

Jedziemy wracamy z miejscowości Chivas Regal On The Rocks, w której nie ma już ani strumyka górskiego, ani staruszki pani Marii przechodzącej codziennie o 6.30 przez drewniany mostek, z wiklinowym koszem pełnym świeżo zebranych polnych kwiatów. Najszczerszych, z których siedząc na rynku przy starej wyschłej studni układała misternie rustykalne bukieciki. Jeden z nich zawsze owinięty był w biały czysty papier moczony w wodzie ze strumienia, a następnie barwiony w czarnej herbacie. Taka zwykła magia.

Zwykła magia z przeznaczeniem dla jednej z zaślepionych par. Dla jedynej potrafiącej zanurzyć się głębiej, zatapiać, przyduszać ryzykując utratę swych najcenniejszych wyobrażeń, by zyskać do końca dni owe nieodpłatne słońce na wyłączność. Ten zwyczajny promień magiczny bukiecik sprzedawał się zawsze pomiędzy 12, a 13. Nie zawsze trafiał w dobre ręce i był to jego jedyny mankament.

Ale tego już nie ma.

My nadal jedziemy. Ulegamy złudzeniom i pozornie znanej drogiej drodze powiatowej. Wracamy patrząc na swoje dłonie i dym papierosowy hulający między palcami. Wracamy, ale z każdą mijaną kapliczką jesteśmy coraz bliżej. Chamsko wyjmujemy sobie słowa z ust, a nasze cienie przejmują władzę nad ciałami. Coś skrajnego pomiędzy cierpliwością, a jej absolutnym brakiem.

-Stooo dziewięćdziesiąt… i… jedeeeeeeeeeeeen! Wielbię cię droga drogo powiatowa, mimo twych licznych ułomności! – krzyk A’Radisa, prowadzącego samochód, choć donośny przeponowy i pełen emocji, umknął przez otwarty szyberdach zanim zagościł w głowach dwóch pozostałych muszkieterów.
-A’Radisie, drogi mój, proszę wybierz jeden z tych utworów z „nic” w tytule – szkliste oczy Port’Egody wlepione w plamę na szybie odbijały wszystko jak w lustrze. Tym razem był to tęskny obraz ludzi, mimo niedzieli, harujących w pocie czoła na pięknym złocistym polu, a za nimi las nad którym zbierały się granatowo brązowe chmury.
- Może lepszy będzie katalog z „nigdy” – śmiał się A’Radis , którego pojemne serce zawsze było otwarte. Nosił je zawsze na dłoni i pozwalał dotykać wielu. Serce było odporne, ale ci którzy go dotykali rozpalali je tak mocno, że parzyło ich z mocą zabierającą resztki wiary.

- A’Radisie nie słuchaj Port’Egody piosenki z „nic” w tytule tutaj nie pomogą. Przejrzyj katalog z „love” i wybierz coś co przezwycięży siły nas wszystkich. Zrób to szybko. – E’Tos zawsze się sprzeciwiał, często nawet temu z czym defacto się zgadzał. Dla zasady. Tłumaczył, że takie jest życie.
- A „Nothing Compares To You”?
- Mówiłem raczej o piosenkach, które w swojej filozofii mówią „nie”
i „nic”. – zapadła cisza, której rozwiązaniem były delikatne takty „Give All To Love” [Niobe] mówiącego zarazem „nic” i „kocham”.

Słońce zaświeciło jeszcze raz. Ale jego siła nie była w stanie przezwyciężyć… Zaświeciło jakby w złym momencie. Samochód zatrzymał się na poboczu, a E’Tos myślał o wymówce dla łzy która zaraz wypłynie z oka i rozetrze się wiedziona wiatrem w kierunku ucha.

- I co teraz?
- Teraz? To już czas żeby zamilknąć i już nigdy nic nie mówić.
- Miałam na myśli grę. W jaką grę zagramy?

- W grę dla głupców. „First moment you hesitate. Better ask yourself why. Don’t you wait until it’s too late. Until something inside has died. When you’re paralyzed. No direction at all. Found yourself way up high. No there’s only space to fall. Must be a game for fools.

- It's easy down the line. To make a map of your lies. But you can't keep on. Keep on keeping the truth. Well disguised. Acting like it was allright When it was all wrong.

- And you feel you've wasted so much time. Forever. Trying to make up your mind. Now it's clear you should have just moved on. Simply packed your bags and gone.


Prawie trzech muszkieterów.



10 commentaires:

tymoteusz davis a dit…

wersja pierwsza niepoprawiona czesci pierwszej niepoprawionej

G. a dit…

tymczasowa? ;)

tymoteusz davis a dit…

przysiegam :)

Anonyme a dit…

niezła fota E’Tosie ;p

tymoteusz davis a dit…

:* przyjezdzzaj :* przyjezdzzaj :* przyjezdzzaj :* przyjezdzzaj :* przyjezdzzaj :* przyjezdzzaj :* przyjezdzzaj :* przyjezdzzaj :* przyjezdzzaj :* przyjezdzzaj :* przyjezdzzaj :* przyjezdzzaj :* przyjezdzzaj :* przyjezdzzaj :* przyjezdzzaj :* przyjezdzzaj :* przyjezdzzaj :* przyjezdzzaj :* przyjezdzzaj :* przyjezdzzaj :* przyjezdzzaj i jak mozesz to przywiez mi zulczyka coooo?

tymoteusz davis a dit…

tak namieszalas na tej foci ze sam nie wiem co jest co i gdzie jest co :)

Anonyme a dit…

...oj bede dopiero w sobotę, bo w kółko robota..
tata prosił, żebym sobie w kalendarzu wpisała dzień dla rodziców (:D), co też bym zrobiła, gdybym takiż posiadała

was nie muszę wpisywać :)
kisy i do zoba

tymoteusz davis a dit…

tesknie (przepraszam ze uzewnetrzniam sie publicznie juz nigdy wiecej)

Unknown a dit…

do żółtych pnatofli najlepiej pasują ciemnofioletowe rajstopy

tymoteusz davis a dit…

fakt ladne polaczenie ale turkus takze nie zgodzisz sie?